poniedziałek, 22 lutego 2010

Poznajcie NINĘ

Przyszedł czas, że mogę się pochwialić moimi "tworami" drutowymi. A także umieszczeniem ich na Ravelry. No i oczywiście ZDANYM (I TO DOBRZE) LEPem!! (o egzaminie nie będę pisać nic więcej, bo strona ma być o hobby, ale muszę się tym nacieszyć!!)


Naprawdę jestem dobra w te klocki ;)


Model nr 1- Ivy, projektu Kim Hargreaves


 
 
 
 
 
 
 
 
Sweter jest bardzo uniwersalny, a do tego ciepły, bo zrobiony ze 100% wełny (Prestige, firny YarnArt).
Model nr 2- Thea projektu Kim Hargreaves 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Swetry mają trochę wad: pierwszy jest za luźny, drugi przyciasny, ale dopiero się uczę. 
 
Mam taki charakter, że zanim zacznę coś robić, muszę się wszystkiego co możliwe dowiedzieć (co można nazwać perfekcjonizmem i utrudnianiem sobie życia). Dzięki temu następny razem może uda mi się opisać to co wiem o "bust darts", czyli zaszewkach drutowanych i dopasowywaniu do figury. I w tym miejscu muszę coś wyznać- uwielbiam język angielski, na wszystko ma oddzielne nazwy i to dużo ładniejsze niż nasze. A w amerykańskich instrukcjach czyli tutorialach każda rzecz jest ZDEFINIOWANA I OPISANA. Jak zaczęłam je czytać, chwilę mi zajęło, że wszystko do czego musiałam wcześniej sama dochodzić, różne metody, pomysły tam mają INSTRUKCJĘ OBRAZKOWĄ! Internet jest cudowny :)
 
A oto model nr 3, "last but not least"- NINA!!  projektu mojego i Gosi

Jak widać Nina to manekin, mój osobisty, przedstawiający mnie we własnej osobie. A że w jednym z tutoriali było napisane, że należy przy wykonywaniu mieć dobry humor i dobre wino, to oczka troche już mi się świecą ;)

Co do Niny- to tak zwana "dress form". Stworzone zostały 2- moja i Gosi. Szokiem było uświadomienie sobie, jak naprawdę wyglądamy ;) Ale nie było wyjścia, to jedyny sposób, żeby dopasowywać szyte i drutowane ubrania.


piątek, 19 lutego 2010

Szaro buro i ponuro

Dzisiaj bez zdjęć. No może jedno, jeżeli będzie mi się chciało wyjść z domu i je zrobić, w co wątpię.
LEP już jutro a ja siedzę w domu chora- po raz pierwszy od półtora roku, od wyprowadzki z wielkiej płyty. I znów zatoki- zatkany nos, potworny ból głowy i niemożność skupienia się na niczym. Po lekach trochę lepiej, jedyna ich wada, że tylko 2 razy dziennie można je przyjmować a funkcjonować trzeba cały czas. Bu... muszę trochę poużalać się nad sobą.

Dawno temu (czyli w poprzednim poście umieściłam zdjęcia Szala Ślubnego). Ślub już się odbył, wszystko przebiegało pięknie- oprócz wielkiego mrozu (Aga, muszę to napisać, bo było cholernie zimno, ale Ty tego nie czułaś rozemocjonowana :)).

(Chciałam coś pokazać ze ślubu, ale zdjęcia zaginęły gdzieś w przepaściach dysku komputera).

Zrobiłam też parę rzeczy, robię nową, ale pokaże dopiero jak skończę (co mam nadzieję nastąpi w niedzielę) mój i Gosi kolejny projekt-czyli operacja "dress form". Ha! to będzie niespodzianka!

Wczoraj usłyszałam, że tylko w wyższych partiach gór jest w Polsce więcej śniegu niż w Białymstoku. Oto dowód:   
 
  

Chociaż nie wiadomo jak długo, bo nastała długo oczekiwana ODWILŻ. Może dlatego tak agresywnie zaatakowały mnie wirusy...?

Ale dość już marudzenia, zaraz mama przyniesie mi gorący kiesielek- wczoraj był wiśniowy, mniam, mniam :) Do tego gorąca herbata, jakieś prochy na ból głowy, znowu do łóżka i będę PRAWIE zdrowa ;)

 


.